Do stworzenia tego przepisu natchnął mnie już dawno śliczny żółty kolorek ukochanej jaglanej. Pomysł odleżał nieco w czeluściach mojego umysłu, dojrzał i oto kolejna propozycja na kanapkowy ser. Przepis, uważam, jest dość tani i z niewyszukanych składników, dobry na rzeczywiście ciężkie ( finansowo ) dni :)
Składniki:
- 1 szklanka ugotowanej kaszy jaglanej
- 2 łyżeczki drożdży nieaktywnych
- 4g chrupek kukurydzianych lub kaszki kukurydzianej błyskawicznej
- 1 prawie czubata łyżeczka soli
- 10g mąki ziemniaczanej
- 30g skrobi kukurydzianej
- 1/4 szklanki oleju rzepakowego
- 1/2 szklanki wody
Sprawdzamy, czy skrobie nie są mocno wyczuwalne i jeśli tak jest, zestawiamy z ognia i trzymamy jeszcze całość pod przykryciem przez 2-3 minuty. Chodzi o to, żeby resztki nierozgotowanych mąki i skrobi połączyły się w jedność z masą.
Po tym czasie całość z powrotem ląduje do blendera - tu oczywiście duża moc bardzo mile widziana - i miksujemy, aż będzie jednolity krem. U mnie, mimo dość długiego miksowania, olej nadal lekko się oddzielał.
Mimo to, przelewamy wszystko do miseczki wyłożonej folią do żywności. Mokrą dłonią wygładzamy wierzch masy i przykrywamy folią do żywności, a na całości stawiamy coś ciężkiego. U mnie tą rolę świetnie spełnia moździerz, ponieważ jego średnica pokrywa się ze średnicą miseczki i dzięki temu mam docisk na całej powierzchni serowej masy. W tej postaci odstawiamy całość do ostygnięcia.
![]() | |
dociążenie masy serowej |
Kiedy osiągnie temperaturę pokojową, zdejmujemy dociążenie i wstawiamy do lodówki na 4 godziny. Po tym czasie wyjmujemy delikatnie ser z miseczki i przekładamy na talerzyk, już bez folii.
Na powierzchni jest dość tłusty, więc ja wierzch swojego natarłam oregano. Wstawiamy ser na całą noc do lodówki, a najlepiej na 1 dzień, żeby trochę obeschnął, odparował resztki wilgoci i porządnie stężał.
U mnie czasowo wyglądało to tak, że o 14.00 zrobiłam ser, koło 17.00 wyjęłam na talerzyk już bez folii, obsypałam i wtarłam w niego oregano. Wstawiłam do lodówki na całą noc. W okolicach 10.00 rano następnego dnia, ser miał odpowiednią konsystencję i znów raczyłam się przyjemnością krojenia go łopatką do sera, czego i Wam życzę :)